czwartek, 27 lutego 2014

Ciąża fizjologiczna z atrakcjami

Jak zauważyliście, nieczęsto piszę o moich dolegliwościach. Muszę przyznać, że czuję się szczęściarą, bo wiele przypadłości ciążowych zostało mi oszczędzonych. Lekarz powiedział, że jest to ciąża fizjologiczna, więc nie mam też powodów do zmartwień z powodów zdrowotnych. Dlatego, choć daję sobie prawo do narzekania (bo jednak trochę ograniczeń jest), to staram się tego nie robić, tylko korzystać z nienagannej formy. 

Żeby jednak nie było zbyt różowo - a właściwie, żeby było bardziej różowo! - przedwczoraj pojawiła się u mnie wysypka. Piękna, różowiutka, grudkowata. Doprawdy cudowna ozdoba mojego brzucha! 

I może nie zrobiłoby to na mnie większego wrażenia, gdyby nie to, że za parę dni byliśmy umówieni na mini sesyjkę ciążową. 

No nic, przekładam sesję i ruszam na maraton do ginekologa, dermatologa, a jak będzie trzeba, to i alergologa. O niczym innym nie marzyłam bardziej, niż o zwiększeniu częstotliwości spotkań z lekarzami... 

A było już tak pięknie! Ehh :)


fot.www.babyonline.pl

sobota, 15 lutego 2014

Zanim złapię baby bluesa

Przed paroma dniami zrobiło się głośno w mojej okolicy za sprawą matki małego (ok. półrocznego) dziecka, która popełniła samobójstwo wyskakując nocą z okna własnego mieszkania. Niestety jest to przypadek autentyczny, a nie jedna z wielu mrożących krew w żyłach plotek, niewiele mających wspólnego z rzeczywistością. 

Ocenia się, że to najprawdopodobniej skutek nieleczonej depresji poporodowej, którą (wcale się nie dziwię) ciężarne raczej się nie chwalą - trudno więc takie zaburzenie zdiagnozować. Z drugiej strony wielu lekarzy na oddziałach ginekologiczno-położniczych niespecjalnie interesuje się stanem psychicznym swoich pacjentek - oni już swoją robotę wykonali: przyjęli poród, reszta należy już do położnicy. Ich zdaniem każda kobieta jakoś sobie radzi z wyzwaniami macierzyństwa, może trochę się pomazgai, ale ostatecznie stanie na nogi i nie ma co się doszukiwać wielkich depresji.   

Między porodówką a resztą życia

Rozmawiałam o tym ze znajomą ginekolożką. Przyznała, że wielu lekarzy tak właśnie myśli. Jednak po ostatnim incydencie niektórzy nieco złagodnieli w poglądach. Są skłonni przyjąć do wiadomości, że jedne kobiety radzą sobie lepiej, inne gorzej, ale są też niestety i takie, które nie dają rady wcale. Oczywiście nie jest całkowitą prawdą, że nie dają rady, ale problem w tym, że tak właśnie swoją sytuację postrzegają. A to wystarczy, by się załamać, jeśli na czas nie otrzymają wsparcia. Bo wsparcie niestety nie przybędzie, jeśli udaje się, że wszystko jest w porządku i z dobrą miną do złej gry obmyśla się strategię popełnienia samobójstwa...

Dowiedziałam się, że depresja poporodowa dotyka w większym stopniu kobiet, które rozwiązały ciążę przez cesarskie cięcie. Wiąże się to najpewniej z mniejszą więzią z dzieckiem, którą kobiety rodzące naturalnie mają szansę nawiązać już w czasie porodu. Tego, że poród nie skończy się cesarką akurat nie można sobie zagwarantować, ze względu na możliwość wystąpienia komplikacji w czasie porodu drogami natury. Ale jeśli kobieta wie, że taki właśnie będzie jej poród (ze wskazań medycznych wiadomych wcześniej, lub własnej decyzji), warto uczulić bliskie osoby, by szczególną troską objęły kobietę w połogu i nie bagatelizowały dłużej utrzymującego się baby bluesa. Co ważne, objawy poważnej depresji mogą wystąpić znacznie później, niż w samym szpitalu, czy zaraz po powrocie do domu.  

Sama wielokrotnie zastanawiałam się, jak zareaguję na nową sytuację, na sam poród, na spotkanie z dzieckiem, pierwsze wspólne dni i w dalszej kolejności na nową rzeczywistość w domu. Niewykluczone, że tak jak ok. 80% młodych mam, załapię za sprawą hormonów jakiegoś nieszkodliwego baby bluesa, który minie sam po pewnym czasie. Mam nadzieję, że będę w stanie sobie wtedy przypomnieć o tym, żeby możliwie o siebie zadbać, nie obwiniać się o brak formy i dać sobie tyle czasu ile będzie trzeba, żeby przyzwyczaić się do funkcjonowania w nowych warunkach i w nowej roli.  

Moja osobista prośba

Kto przeczytał ten wpis, jest proszony o skontaktowanie się ze mną jakiś miesiąc po porodzie celem sprawdzenia, czy wszystko u mnie w porządku. 

Z góry dziękuję!


fot.www.healthforher.org
fot.www.babyblues.com

czwartek, 13 lutego 2014

Kryzys nad łóżeczkiem

Gdy weszłam dziś do pokoju, w którym stanęło skręcone właśnie przez męża piękne, białe łóżeczko dla naszego dziecka, zareagowałam... delikatnie mówiąc - nieadekwatnie. 

W jednej chwili rozpłakałam się tak rzewnie, że przez dobre pół godziny nie umiałam się uspokoić. Ze wzruszenia? Nie, niestety nie. 


Z rozpaczy, paniki, poczucia braku odwrotu, bezsilności, nieporadności, nieprzygotowania, niedojrzałości, lęku, przejęcia... i chyba jeszcze wielu innych emocji. 


Zaskoczyło mnie to, bo jestem już za półmetkiem ciąży, zakup łóżeczka poprzedzało wiele innych zakupów dla dziecka, wydawało mi się, że jestem oswojona z faktem powiększenia rodziny i byłam przekonana, że się szczerze na to cieszę! A jednak dopiero widok tego łóżeczka, jak żaden inny, uświadomił mi, że to się dzieje naprawdę. 


Matematyka, czy synergia? 

Wiem, wiem - brzmi to trochę tak, jakbym nie miała pojęcia, na co się zdecydowałam. Ale dokładnie tak się czułam w tamtej chwili! Nagle uprzytomniłam sobie, jaka to wielka odpowiedzialność być rodzicem i zwyczajnie wystraszyłam się, że nie podołam.


Dlaczego akurat łóżeczko było takim aż silnym wyzwalaczem skrajnych emocji? Trudno powiedzieć. Może czym innym jest gromadzić rzeczy dla malucha "gdzieś tam", a czym innym wnosić je do sypialni, czyli miejsca, która dotąd było wyłącznie moim i męża terytorium? Obstawiam, że nie jest to bez znaczenia. Poza tym na dzień dzisiejszy nie wiem jeszcze, w jaki sposób przeobrazi się nasza rodzina. 2+1? Kompletne 3? A może 1+1+1? I ta niepewność też budzi strach przed nowym i chęć trzymania się tego, co znane... 

Po całej tej "szopce", którą odstawiłam, jest mi trochę głupio. I choć wiem, że niepotrzebnie (taka labilność emocjonalna jest w ciąży normalna i nie ma się czego wstydzić), to jednak wolałabym, żeby nie zdarzało mi się to częściej. Jednak realistycznie patrząc, są spore szanse na powtórkę z rozrywki już niebawem, w połogu. To dopiero będzie jazda!


fot.www.ceneo.pl
fot.wwwm.malzenstwo.info.pl 

wtorek, 11 lutego 2014

Twarzowy stan

"Do twarzy ci z dzieckiem!" - brzmiał komplement, jaki usłyszałam dziś od mojej serdecznej przyjaciółki. 

Dodała jeszcze: "wyglądasz na spokojną i zrelaksowaną", co miało znaczyć zauważalną zmianę, ponieważ zwykle bliżej mi do posiadaczki ADHD, niż oazy spokoju. 

Ciekawe i cenne zarazem spostrzeżenie, bo pochodzi od człowieka, przy którym absolutnie nic nie muszę udawać. Wiecie, to taka przyjaciółka, która wie o mnie wszystko, a i tak mnie lubi. 

Hmm, czy to właśnie to mają na myśli ludzie, gdy mówią, że ciąża komuś służy? :) 


fot.www.siostraania.pl

piątek, 7 lutego 2014

Ja - kobieta

To, z jaką rolą życiową najczęściej ludzie się utożsamiają można łatwo sprawdzić, zadając pytanie: "kim jesteś", albo "czym się zajmujesz". Wtedy padają odpowiedzi: jestem prawnikiem, studentem, lekarzem, księgową, babcią, wychowuję dzieci, śpiewam, skaczę ze spadochronu, jeżdżę po świecie, szkolę, robię to co lubię, zarabiam na rodzinę, szukam pracy. Odpowiedzi będzie tyle ile respondentów. I nie znaczy to, że podane zajęcie lub funkcja jest jedyną, ale można podejrzewać, że najważniejszą życiową rolą.

Jeszcze nie wiem, jak zadziała na mnie macierzyństwo, ale na pewno nie chciałabym, żebym od dnia narodzin mojego dziecka ograniczyła się do bycia matką. Bo ciągle jestem jeszcze partnerką, przyjaciółką, córką, siostrą, psychologiem, pracownikiem, może jeszcze kiedyś studentką i tak dalej. Mam swoje zainteresowania, lubię się czasem zaszyć tylko z moimi sprawami. Mam marzenia i plany. I przede wszystkim: jestem kobietą. 

Właśnie dlatego gdy dowiedziałam się o warsztacie "Ja-kobieta", będącym zaproszeniem do dłuższego cyklu w ramach grupy rozwojowej dla kobiet, postanowiłam - idę!

Pokaż mi swoją torebkę, a powiem ci...

Jak to bywa na warsztatach prowadzonych przez doświadczonych i kreatywnych trenerów, na bazie jednego, z pozoru niewyszukanego ćwiczenia, można zbudować całe zajęcia, podyskutować, skonstruować teorię, wyciągnąć wnioski i zabrać coś dla siebie.

W każdym razie ja wzięłam dla siebie bardzo dużo. O swoich potrzebach, postrzeganiu kobiecości, o utożsamianiu się z kobiecymi/niekobiecymi rzeczami, o znaczeniu innych kobiet w moim życiu. 

Co ciekawe, grupa kobiet w jakiej się spotkałyśmy (nie znających się wcześniej), była bardzo różnorodna, przez co interesująca, a jednocześnie - wbrew stereotypom - nie wyczuwało się atmosfery rywalizacji i poczucia zagrożenia (zazdrość, czy zawiść). 

Zaskakującym dla mnie było też, że choć każda z nas pochodziła z zupełnie innej bajki, to jednak miałyśmy ze sobą wiele wspólnego - pomimo różnic w poglądach, w stylu życia czy preferowanym modelu rodziny. Wspólnym mianownikiem okazała się właśnie kobiecość, którą można w sobie odkryć w takim właśnie "babińcu", gdzie inne kobiety są dla nas lustrami...

Testosteron w mniejszości

OK, nie był to sam babiniec. Nie ukrywałam przed pozostałymi uczestniczkami, że będzie nas podsłuchiwał pewien jegomość, ale postara się nie zakłócać przebiegu warsztatu i nie wtrącać w babskie sprawy. Jednak po ruchach synka wyraźnie czułam, że osiągnął szczyt swojej aktywności i o spaniu ani myślał. Na szczęście dotrwaliśmy do końca zajęć, bo łaskawie nie kopał mnie po pęcherzu, więc warsztat uznaję za w pełni zaliczony i udany :)    


fot.www.trenerzy.slask.pl
fot.www.sara.my

środa, 5 lutego 2014

Wyrzucam TV!

Odkąd mój brzuch zaczął żyć własnym życiem, nie ma już dla mnie niczego ciekawszego do oglądania. 

Nie dość, że pochłania na długie chwile, to jeszcze nie mogę się doczekać kolejnego odcinka!!! 

:)


fot.www.babyonline.pl


wtorek, 4 lutego 2014

Muzyka dla kobiet w ciąży na żywo

Lubię spacerować przy akompaniamencie ulubionej muzyki. Na kijki też się nie ruszam bez słuchawek z energiczną muzyką idealnie nadającą rytm. Zwykle z muzyką potrafiły wygrać jedynie audiobooki, których bywam tak ciekawa, że czasem specjalnie wydłużam marsz, żeby posłuchać jeszcze jednego rozdziału...

Co co utworów, nieszczególnie wzięłam sobie do serca Mozarta, czy innych klasyków, których muzyka podobno stymuluje rozwój płodu. To znaczy nie słucham poważnej muzyki od rana do wieczora, ale na jednej playliście zawarłam kołysanki instrumentalne (dostałam je na CD promującym jednego z producentów mleka dla dzieci). Innym zbiorem piosenek dedykowanych kobietom w ciąży jest album "Będę mamą", który rzeczywiście dobrze mnie nastraja, uspokaja, relaksuje. 

LIVE unplagged

Ostatnio odkryłam jeszcze jeden rodzaj muzyki. Spacerowałam jak zwykle po parku słuchając jednego z utworów z odgłosami natury w tle. Jakże się zdziwiłam, gdy po zdjęciu słuchawek ptaki nadal śpiewały! Naprawdę byłam przekonana, że ów melodyjny świergot pochodzi z nagrania, a nie z okolicznego lasu! 

Skoro przyroda przygotowała tej zimy taką niespodziankę, to nie widzę powodu, żeby dłużej słuchać muzyki odtwarzanej, jeśli mogę mieć codziennie koncert na żywo!


fot.www.chicago.cbslocal.com

poniedziałek, 3 lutego 2014

Czarodziejski mazak

Pamiętacie takie czary-mary z przedszkola, czy może już podstawówki, kiedy na kartce leżały biurowe spinacze, a pod kartką przesuwało się magnes? Osoba, która nie widziała "zaplecza", czyli tego co się działo pod kartką, mogła podziwiać magię samodzielnie przemieszczających się spinaczy!

Dziś sama poczułam się jak takie dziecko, któremu pokazano sztuczkę. 

Czytając książkę, od czasu do czasu coś w niej zaznaczam, więc raz po raz używam markera. Nie opłaca mi się więc go odkładać na półkę, dlatego kładę go sobie najczęściej na brzuchu, bo mam teraz taki fajny stoliczek pod ręką :) 

Nagle patrzę, a marker fruuu...z lewej do prawej... i z powrotem! Wędruje sobie nieskrępowany to w jedną to w drugą, a ja oczom nie wierzę! 

Mojemu synusiowi najwidoczniej przestała wystarczać zabawa pępowiną albo własnymi kończynami i postanowił spróbować czegoś nowego - na przykład jak tu zrobić mamie psikus :)

Nie pozostało mi nic innego, jak wlepić gały i napawać się tym niecodziennym widokiem!


fot.www.artykuly-biurowe.eu
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...