czwartek, 9 października 2014

Dać palec, czy całą rękę?

Jedną z absolutnie najsensowniejszych rad odnośnie macierzyństwa otrzymałam od kobiety, która zawodowo zajmuje się coachingiem rodzicielskim. Gdy rozmawiałyśmy na temat żywienia dzieci i wyboru pomiędzy samodzielnym gotowaniem, a korzystaniem z gotowych dań w słoiczkach z jej ust padło zdanie:
"Daj z siebie tyle ile chcesz dać, ale nie więcej". 
Wielu rodziców deklaruje, że są dla swoich dzieci gotowi zrobić wszystko. Inna wersja tej deklaracji to gotowość poświęcenia wszystkiego. Osobiście nie lubię słowa "poświęcenie". Kojarzy mi się z rezygnacją z siebie, czymś mniej równym i sprawiedliwym niż kompromis. Z postawą nieasertywną.  

Wydaje się jednak, że poświęcanie się dla dzieci jest czymś normalnym, wręcz naturalną koleją rzeczy. Bo dziecko jest małe, bezbronne, niesamodzielne. Otaczając je więc opieką dajemy mu to, czego potrzebuje.


Tyle, że niejednokrotnie dajemy więcej, niż sami mamy na to ochotę. Wiem, trudno to pojąć, no bo przecież dla dziecka wszystko... To jednak nie do końca prawda. Są pewne rzeczy, które ofiarowujemy bez zastanowienia, automatycznie i z pełnym przekonaniem. Ale są i takie, które bardzo kłócą się z naszymi wartościami, z wizją macierzyństwa albo po prostu z dobrym samopoczuciem. 

Weźmy za przykład karmienie piersią. Nie każda kobieta chce karmić naturalnie - z różnych powodów. Mimo to wiele z nich zmusza się do tego, bo tak trzeba, bo co ludzie powiedzą, bo to najlepsze dla dziecka. I nawet jeśli motywy są szlachetne, ale nie ma na to wewnętrznej zgody, to powstaje jakiś zgrzyt. 

Gdy przymusimy siebie w ten sposób to jednej, drugiej, trzeciej rzeczy to nagle się okaże, że posiadanie dziecka to jedno wielkie poświęcenie. I nie ma się co dziwić, że nie chce się mieć więcej potomstwa, jeśli już jeden egzemplarz kosztował tak wiele wyrzeczeń. 

Faktem jest, że dzisiejszy świat sprzyja idealizowaniu, wyobrażaniu sobie siebie jako rodzica, który jest zawsze obecny, zawsze gotowy do zabawy, zawsze kreatywny, zawsze pozytywnie nastawiony itp. Tak ustawiona poprzeczka wcześniej czy później okazuje się nie do przeskoczenia, bo na co dzień bywamy przemęczeni, śpiący, albo zwyczajnie mamy ochotę odpocząć od własnego dziecka.

Dlatego lepiej założyć, że dajemy dziecku z siebie tyle, na ile nas w danej chwili stać. Jeśli nie zdążymy ugotować domowego obiadu, to świat się nie zawali, jeśli od czasu do czasu podamy gotowe danie. Jeśli potrzebujemy chwili relaksu, dziecko na pewno nie obrazi się na nas, że przekładamy zabawę na później. Jeśli z reguły przestrzegamy rytuałów, a z jakiegoś powodu dzień nam się "rozjedzie", to też nie ma co panikować. Dziecko nie odwyknie z dnia na dzień. 

Powyższe rozważania podsumowałabym w taki sposób: nie warto podporządkowywać dziecku całego naszego życia. Wcześniej czy później coś w nas pęknie i wtedy niepotrzebnie będziemy obwiniać dziecko jako źródło naszych frustracji. A przecież ono się nie prosiło...

Daj dokładnie tyle ile chcesz, daj tyle ile możesz. 


fot.www.tvp.info
fot.www.paulabecker.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...