czwartek, 2 października 2014

Tetrowa prostota


Gdy wymieniam z moją Mamą doświadczenia na temat macierzyństwa, widzę że trochę nie mieści jej się w głowie ilość atrakcji i narzędzi, jakie mają do dyspozycji współcześni młodzi rodzice. Wspomina, że kiedyś nie było tylu "bajerów", jak pieluchy jednorazowe, gryzaczki, kubki-niekapki, nie mówiąc już o wszystkorobiących zabawkach, więc wiele aspektów życia z małym członkiem rodziny było ograniczonych. Ale czy ktokolwiek narzekał?...

Dziś mamy wszystko. Spece od branży dziecięcej dobrze wiedzą jak sprzedać młodym rodzicom gotowe rozwiązania, by wychować inteligentne i wszechstronnie uzdolnione dziecko. Nie dajemy więc dziecku przypadkowej zabawki - musi być edukacyjna. Nie pozwalamy dziecku zajmować się sobą - przecież musimy ciągle stymulować. W procesie wychowywania młodego człowieka zupełnie pomijamy Matkę Naturę, wydaje nam się, że bez naszej ingerencji nic się nie zadzieje, że dziecko stanie w miejscu i przestanie rosnąć...

Zazdroszczę mojej Mamie tego, że jej macierzyństwo przypadało na czas pozbawiony presji "wydobywania z dziecka potencjału". Jak mówi prof. Anna Giza-Poleszczuk*, kiedyś wystarczyło dziecko nakarmić, ubrać, odprawić do szkoły, dopilnować przyzwoitych ocen - i już matka mogła być z siebie dumna. Dziś powiedzielibyśmy, że tego typu zabiegi przy dzieciach są podstawą podstaw i żadna kobieta się z tym nie obnosi, bo to żadne osiągnięcie. Wręcz konieczność, by nie otrzeć się o patologię. To taki poziom "elementary" w macierzyństwie, a my mamy ambicje na "advanced". Bo kto się nie rozwija, ten się zwija. Bo dziecko koleżanki już tyle potrafi. Bo takie czasy, że trzeba od małego... I gonimy niedościgniony ideał matki, która zawsze o krok wyprzedza potrzeby dziecka, która stwarza mu optymalne warunki rozwoju emocjonalno-poznawczo-motoryczno-jakiegośtam. Bo specjaliści różnej maści nawołują, by bacznie obserwować i niczego nie przegapić. I oczywiście w porę reagować, co oznacza bycie przy dziecku cały Boży dzień, spychając na drugi plan siebie i resztę świata. Nie może się ta pogoń skończyć inaczej niż głęboką frustracją co najmniej. Bo fizycznie nie ma takiej możliwości, żeby sprostać tak postawionym wymaganiom.

Gdy przeglądałam "Zwierciadło" moje dziecko akurat bawiło się pieluszką. Nic specjalnego - nakrywało się, czasem odkrywało, a czasami ja musiałam pomóc. Trwało to ładnych kilkadziesiąt (!) minut. Zerkałam z niedowierzaniem, że zwykła tetra może zająć na tak długo. Może za długo? - pomyślałam. Może powinnam mu ją już zabrać i podsunąć inną zabawkę, taką która bawi i uczy od razu? Przyłapałam się na tym, że myślę dokładnie w sposób opisany w artykule. Też daję się od czasu do czasu wpędzić w poczucie winy i wątpliwości, zupełnie niepotrzebnie i najczęściej bezpodstawnie. Bo tetra to przecież tylko pozornie nudna pielucha. To też okrycie, śliniak, ściereczka, imitacja maminej bluzki, ciekawa faktura, kształt, wzór, jak również nauka chwytania, składania, wiązania supła itp. I jak przy tej mnogości zastosowań wypada superchłonny pampers?

Czytam, że "kiedyś bycie matką było proste" i znów trochę zazdroszczę. Kiedyś w ogóle życie było proste. Dziś wszystkiego mamy pod dostatkiem, ale ten dostatek ciąży, bo jest nadmiarowy. Na szczęście do nas należy decyzja, jak nim zarządzamy.

A niech się bawi tą pieluchą ile chce... 



* artykuł z magazynu Zwierciadło: "Nie bój się toksycznej matki"


fot.www.misjamilosci.blogspot.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...