wtorek, 30 września 2014

Przepis na chrześcijanina

Dziś chyba pierwszy na blogu wpis religijny. Bo i okazja ku temu, czyli chrzciny. 

Nie, nie należę do tych rodziców, którzy pozostawią decyzję o wyborze wyznania (lub nie) dziecku gdy osiągnie dojrzałość. Tak naprawdę i tak ono samo zdecyduje czy chce być wyznawcą i praktykować, czy nie. Jeśli zechce, to po prostu będzie miało wszystkie formalności za sobą, jeśli nie - nie musi niczego unieważniać, czy "wypisywać się" z kościoła. 

Porównuję to do praktyk związanych z jedzeniem. Osobiście staram się wdrażać zdrowe nawyki żywieniowe, ale to dziecko w późniejszym wieku zdecyduje o kontynuacji bądź o zmianie (na przykład na żywność typu fast-food). Uważam, że zarówno w odniesieniu do religii jak i odżywiania, ja jako rodzic mogę jedynie (lub aż) uczyć, pokazywać, wyjaśniać, dawać przykład. Nie będę natomiast mieć wpływu na wybory dorosłego już dziecka i są też one poza obszarem mojej odpowiedzialności. 

Skłamałabym mówiąc, że miałam pomysł na to, w jaki sposób edukować religijnie własne dziecko. Nie zastanawiałam się nad tym zakładając najpewniej, że powielę wzorzec wyniesiony z własnego domu. Choć wiedziałam, że nie był idealny, to nie wymyśliłam niczego alternatywnego. 

Tak, ja nie wymyśliłam, ale zrobił to za mnie ktoś inny. Ksiądz. Na naukach dla rodziców i chrzestnych. I zrobił to w samą porę, jak sądzę. 

Daleko tak daleko, daleko tak... 

Najpierw podał antyprzykład, czyli "przepis" na człowieka, dla którego bierzmowanie jest bardziej pożegnaniem z kościołem niż sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej. 

Jak do tego dochodzi? Otóż od najmłodszych lat rodzice uczą dzieci różnych modlitw, które dla małego człowieka są niczym innym, jak recytowaniem wierszyków. Zmuszają do codziennego klękania i modlitwy - czyli odklepywania tychże wierszyków. I robią z tego obowiązek, taki sam jak mycie zębów. Ponieważ dla dziecka sama pozycja klęcząca jest niewygodna, złożone do modlitwy ręce zaczynają po chwili drętwieć, a treść modlitwy jest już oklepana, dziecku bardzo szybko zaczyna się nudzić. W rezultacie "zmawianie paciorka" staje się przykrym, a niekiedy znienawidzonym obowiązkiem. Należy dodać, że dziecko poniżej 5-go roku życia nie jest w stanie pojąć, kim jest Bóg i inne istoty duchowe, ponieważ jego mózg nie jest jeszcze na tyle rozwinięty, aby taką abstrakcję rozumieć. Dlatego historyjka o aniołkach w odbiorze dziecka niczym się nie różni od bajki o wilku i zającu. 

Co dalej? Dziecko dorasta, do kościoła chodzi z poczucia obowiązku, posłuszeństwa rodzicom lub dla ocen z katechezy. Rozumie już wprawdzie istotę wiary i religii, ale w głowie ma obraz Boga jako wymagającego, surowego i odległego. Boga, który grozi palcem i którego trzeba się bać. A trzeba, w końcu przez całe dzieciństwo słyszy się, że "Bozia grozi", albo "Bozia będzie się gniewać". Boga, który jedynie wymaga i osądza. Któż chciałby się z takim Bogiem zaprzyjaźnić? 



Zostać Bożym kumplem

Na szczęście rodzice mogą wybrać inny scenariusz. Wiedząc, że dziecko uczy się przez obserwację i naśladownictwo, mają do dyspozycji najlepsze narzędzie - własny przykład. Najlepsze - zdaniem księdza - co mogą zrobić, to samemu się modlić. Dziękować za zdrowie rodziny, prosić o opatrzność, modlić się w intencji dziecka. 

Dziecko, gdy wchodzi w etap wzmożonego zainteresowania światem i zadawania pytań, zaczyna się zastanawiać: "kto to taki jest ten Pan Bóg, do którego zwracają się moi rodzice?". Bo przecież dla dziecka najważniejsi, najmądrzejsi i wszechmocni są jego rodzice. Jeśli więc nawet oni zwracają się do kogoś innego, może większego i polecają mu całą rodzinę, to znaczy że ten Pan Bóg to chyba całkiem ważny i fajny gość. 

Gdy w ten sposób wzbudzi się w dziecku ciekawość, a następnie w przystępny sposób odpowie na nurtujące pytania, są spore szanse na to, że spodoba mu się taka wizja Boga.

Boga dobrego, pomocnego, kochającego, opiekuńczego. Takiego, z którym chce się pogadać jak z przyjacielem, któremu można zawierzyć, którego chce się odwiedzać. Wówczas chodzenie do kościoła nie jest przykrym obowiązkiem. Nie jest nawet obowiązkiem, a oczekiwanym spotkaniem.

Który scenariusz wybieracie?


Zamiast podsumowania - piosenka T.Love - "Bóg"


fot.www.pdsh.wikia.com    
fot.www.ccclincolnshire.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...