sobota, 27 lipca 2013

Do zakochania jeden krok...pod warunkiem że są swoje

Tak się szczęśliwie składa, że nigdy nie miałam większych problemów z organizowaniem sobie wsparcia społecznego, głównie informacyjnego. Z tego względu gdy tylko pomysł: “dziecko” pojawił się w mojej głowie, korzystam z wielu okazji, aby dowiedzieć się, jak macierzyństwa i rodzicielstwa doświadczają inni. 


Spotkanie z J.  
J. zna mnie dość krótko (niecały rok), ale to jedna z tych znajomości, które zdają się trwać od zawsze. Dobre porozumienie, nadawanie na podobnych falach. Szybko zorientowała się w moim podejściu do dzieci i zapamiętała to niechętne. Z tym większym szokiem słuchała mnie kilka miesięcy później, gdy jak nakręcona opowiadałam jej o tym, jak maleńka myśl o własnym dziecku nieśmiało zakiełkowała mi w głowie. Mówiła, że miałam wypieki na twarzy i wyglądałam tak, jak wygląda człowiek zakochany! Trochę oszołomiona, z błyskiem w oku i pasją w głosie. “Jakbyś nie do końca wiedziała co się z tobą dzieje, taka podekscytowana i radosna. Jakbyś była zaskoczona tym, co ci się przytrafiło i jednocześnie pełna obaw, czy iść za tym głosem.” 

Spotkanie z A.

A. jest znajomą znajomej, którą poznałam w czasie marszu z kijkami. Na pytanie, czym się zajmuje poza trenowaniem nordic walking, odpowiedziała, że aktualnie "siedzi" w domu na urlopie macierzyńskim. Czyli niedawno została matką! - od razu podłapałam i podpytałam o kilka interesujących mnie kwestii. Szybko okazało się, że nie jest typową “mamuśką”, która poza dzieckiem już świata nie widzi. Może właśnie dlatego od razu stała się bliższa memu sercu. Z naszej rozmowy zapamiętałam, że nie służy jej towarzystwo matek np. na placu zabaw. Dlaczego? “Bo baby ciągle ględzą o tych dzieciach i porodach”. :-) I wyobraziłam sobie, jak na wspomnianym placu zabaw wianuszek mam przechwala się swoimi dziećmi, podczas gdy ona, gdzieś na uboczu czyta książkę. Na kolejnej ławce wyobraziłam sobie siebie samą ze słuchawakami na uszach, słuchającą radia albo audiobooka :-) 


Spotkanie z J.
Poznałam ją na urodzinach przyjaciółki. Pracuje w IT, więc była “rodzynką” w gronie samych psycholożek. Tym chętniej słuchałam tego, co ma do powiedzenia, bo ludzie z różnych branż reprezentują często odmienne podejście do życia, nierzadko bardzo inspirujące. Matka 5-letniego syna. Jest absolutnie pragmatyczna, poukładana, typowy umysł ścisły. Do dziś nie wie, jak to się stało, że została matką :-) Drugi raz pewnie się już nie zdecyduje. Przed porodem zrobiła tabelę, w której wpisała plusy i minusy porodu naturalnego i cięcia cesarskiego. Wyszło jej, że cesarka będzie dla niej optymalnym rozwiązaniem. I do dziś bardzo sobie chwali tamtą decyzję, dzięki której uniknęła wielu stresów i bólu. 

Spotkanie z E.

Z E. rozmawiam głównie online, ale w miarę na bieżąco aktualizujemy informacje “co słychać”. Gdy przemyciłam własne refleksje o możliwości bycia mamą, a zaraz potem wątpliwości, czy się będę nadawać, no bo przecież nie przepadam za cudzymi dziećmi, usłyszałam w odpowiedzi: “To nie jest żadna przeszkoda. Dzieci są fajne pod warunkiem, że są własne”. Takie proste, że aż trudno uwierzyć, że nikt wcześniej nie uraczył mnie tym argumentem!

Spotkanie z K.
Sporadyczny kontakt, najczęściej za pośrednictwem skype'a. Niedawna rozmowa odbyła się dość późnym wieczorem, umówiona zupełnie spontanicznie, którą z jakiegoś powodu jeszcze opóźniłam. I uszom nie wierzyłam, gdy padło pytanie: "Dziecko już uśpione?". Zamurowało mnie, przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Gdy wyjaśniłam, że nie to jest powodem opóźnienia, usłyszałam bezemocjonalne "aha, tak jakoś pomyślałem, że wcześniej nie mogłaś pogadać, bo musiałaś położyć dziecko spać"Sądzę, że gdyby ta sytuacja zaistniała kilka lat temu, raczej roześmiałabym się kwitując "skąd ten pomysł? ja? dziecko?". A teraz poczułam się jak prześwietlona promieniami rtg! Nie chwaliłam się moimi planami prokreacyjnymi, więc jak mógł pomyśleć, że...? Zamiast się domyślać, pociągnęłam tą zaskakującą rozmowę: "wyobrażasz sobie mnie jako matkę? jak wyglądam?". - "Normalnie, tak się pochylasz nad wózeczkiem, uśmiechasz się do dziecka...". Nie do wiary. Ja jeszcze nie do końca zobaczyłam siebie w tej roli, a ktoś już mógł mnie sobie w niej wyobrazić!     


Każde z tych spotkań wniosło bardzo dużo do dyskusji, którą prowadzałam sama ze sobą przez kilka miesięcy. Takich rozmów było oczywiście więcej, ale tych kilka szczególnie wryło się w moją pamięć.     


fot. www.robert-craven.blogspot.com

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...