czwartek, 19 grudnia 2013

Matki wokół mnie

Na tegorocznym spotkaniu wigilijnym klubu Toastmasters spotkałam niewidziane od jakiegoś czasu znajome. Te, które nie wiedziały o mojej ciąży, zareagowały tak serdecznie, że (po raz kolejny) poczułam się nieswojo. Znów przypomniałam sobie moje bezemocjonalne reakcje na wiadomość o ciążach moich przyjaciółek jeszcze z czasów, gdy dzieci mnie zupełnie nie obchodziły... No cóż, uczę się tym nie zadręczać i z otwartymi ramionami przyjmować wszelkie miłe słowa, choć to nie takie proste :)

Wszystkie te kobiety łączyło jedno: miały swoje dzieci, niektóre całkiem już dorosłe. Pewnie dlatego brzmiały absolutnie przekonująco. 

Zasada ograniczonego zaufania

B., psycholożka :), uczulała mnie, żebym nie dała się zwariować wszechobecnym ekspertom i doradcom (w tym psychologom oczywiście!). Jej wrażenia z porodu były odmienne od wszystkich dotychczasowych, o których mi opowiadano. Miała bardzo trudny poród i przeliczyła się z własnymi siłami. Wydawało się jej, że łagodniej zniesie ból, że lepiej sobie poradzi. 

Aha, więc i w taką skrajność można popaść! (zwykle kobiety boją się raczej, że nie dadzą rady, rzadziej zakładają bardziej optymistyczne warianty). To cenna informacja dla mnie. Żebym nie przesadziła z wiarą w potęgę umysłu, ignorując przy tym ograniczenia ciała takie jak chociażby próg bólu. 

Takie podejście koresponduje z opiniami moich innych koleżanek, które po naturalnym porodzie powiedziały wprawdzie, że ból jest do przeżycia i mają wielką satysfakcję, ale gdyby wiedziały wcześniej jaki to ból, poprosiłyby o znieczulenie. "Bo po co tak cierpieć?" 

Nie przegap swojego dziecka!

I., ok 40-letnia matka dwójki dzieci, życzyła mi szczęśliwego rozwiązania i tego, bym potrafiła się zatrzymać i cieszyć tym dzieckiem, które już mnie kocha. "Ty jesteś taka szybka... życzę ci, żeby dziecko wniosło do twojego życia równowagę, która chyba bardzo ci się przyda". 

Nie powiem, zaskoczyły mnie te słowa. Do tego stopnia, że nazajutrz musiałam się z nią skontaktować i dopytać, co dokładnie miała na myśli. Powiedziała, że postrzega mnie jako osobę żyjącą w pędzie, która ma milion rzeczy do zrobienia, która lubi być aktywna i słabo toleruje stan, gdy nic się nie dzieje. Wyraziła też obawę, czy nie będę tym typem matki, która czas spędzony z dzieckiem uzna za czas stracony, a dziecko będzie obwiniać za zabranie życia. Życzyła mi, żebym nie przegapiła swojego dziecka, zauważyła je od początku czyli wtedy, kiedy będzie mnie najbardziej potrzebowało. Powiedziała, że dzieciństwo mojego dziecka minie szybko i bezpowrotnie. Że w skali całego życia to króciutki epizod, dlatego łatwo go przegapić, skupiając się na innych rzeczach. I żebym, jako kobieta, potrafiła docenić dar macierzyństwa i wziąć sobie z niego jak najwięcej, ponieważ wiąże się z wielkim życiowym spełnieniem. 

Bardzo poruszyło mnie to, co usłyszałam. Zwłaszcza, gdy na zakończenie dodała: "Twoje dziecko już cię słyszy, już czuje twoje nastroje, nie może się doczekać spotkania z tobą. Ono już cię kocha!". 

Trudno dyskutować z argumentami tej doświadczonej matki. Kobiety, która pracowała i pracuje zawodowo, ale nigdy nie porównałaby satysfakcji z pracy do tej, którą czerpała i czerpie z macierzyństwa. Zaskoczyło mnie to, bo wiele moich koleżanek nie potrafiło "wysiedzieć" w domu na macierzyńskim, w czasie którego każdy dzień wyglądał tak samo, a to praca dostarczała bodźców i satysfakcji... Dodatkowo wizerunek silnej i przedsiębiorczej kobiety, którą I.
niewątpliwie jest, kontrastował mi z matczyną czułością, wrażliwością i uważnością, o której wspominała. A może pełna kobiecość to właśnie taka, która łączy w sobie zarówno siłę jak i delikatność...?

Bardzo sobie życzę, aby ich życzenia dla mnie się spełniły! 


fot.www.prevention.com
fot.www.styl.pl
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...