wtorek, 20 sierpnia 2013

Test zdany. I co dalej?

Jest! Czerwona kreska na teście ciążowym. Hurra, zdałam!  

Po raz pierwszy stwierdzenie "wiedziałem!", które brzmi nieco jak "a nie mówiłem?" nie zadziałało na mnie jak płachta na byka :) 

Gdy już łzy wzruszenia obeschły, uświadomiłam sobie, że to wcale nie był test końcowy, jak na zaliczenie szkoły. To dopiero początek - egzamin wstępny. Więc co dalej?

Pierwsza konsultacja z lekarzem zakończyła się zaleceniem, bym na pierwsze USG przyszła nie wcześniej, niż za dwa tygodnie. Do tego czasu mam się oszczędzać, nie kąpać w bardzo gorącej wodzie, nie przesilać i...nie skakać na trampolinie :) Nie wiem, skąd to ostatnie przyszło do głowy doktórce, ale zrozumiałam, że mam sobie odpuścić sporty związane z gwałtownymi podskokami. 


W zawieszeniu

Domyślam się, że lekarskie doświadczenie pozwala ginekologom założyć, że nie każda ciąża przetrwa próbę czasu i w tym właśnie początkowym okresie jest sporo samoistnych poronień. W wielu przypadkach kobiety nawet nie dowiadują się, że były w ciąży - po prostu mają spóźniony "okres". 

Pomimo świadomości, że to dla mojego dobra lekarz zaleca odczekanie jeszcze chwili, abym się nie rozczarowała, to jednak nie udało mi się pogodzić dwóch przeciwstawnych uczuć: oczekiwania i nie-oczekiwania. Bo jak można mieć nadzieję i wielką radość, a jednocześnie nastawiać się, że w razie niepowodzenia najwyżej pomyślę: "nic się nie stało"?  

I tak byłam w lepszej sytuacji, niż znajoma, której lekarz powiedział dosłownie: "Jest pani w ciąży, ale proszę się nie cieszyć". Nie cieszyć się?! W przypadku chcianej ciąży nie cieszyć się? To znaczy co robić? Czekać na rozwój wydarzeń w smutku...? Spodziewać się, że nic z tego nie będzie, tak na wszelki wypadek? Przecież nasze psychiczne nastawienie ma ogromny wpływ na nasz organizm, a więc też i na to, czy tą ciążę utrzymamy. 

Cóż, nie każdy ma to szczęście trafienia na lekarza, który w pacjencie dostrzega człowieka. Człowieka z jego emocjami, lękami, doświadczeniami. Oczywiście w gabinecie nie ma czasu na poznanie indywidualnej historii pacjenta ani na zbadanie poziomu jego wrażliwości. Jednak w wielu przypadkach wystarczyłaby odrobina empatii połączona z wiedzą o tym, w jaki sposób przekazywać informacje o rozpoznaniu, aby nie odbierać nadziei w tak radosnej chwili. 

A co jeśli kobieta rzeczywiście poroni? - ktoś zapyta. Nierzadko będzie to bolesne rozczarowanie, jednak uważam, że smucić się należy wtedy, kiedy jest na to pora, czyli gdy poznamy fakty. Zamartwianie się na zapas jeszcze nikomu nie posłużyło.      


fot.www.dooktor.pl
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...