Ostrzegam Czytelników o słabszych nerwach, że to co przeczytacie poniżej, może być wstrząsające i zakrawać o naruszenie praw dziecka.
Czasami mam ochotę zjeść własne dziecko.
Normalnie. Schrupać kawałek po kawałku, od najmniejszego paluszka stopy, bo mięciutkie włoski na głowie.
A wszystko zaczyna się całkiem niewinnie. Biorę szkraba na ręce, opieram jego główkę na moim ramieniu, a stąd już prosta droga mojego nosa do jego szyjki. I zatapiam się w cudownym dzidziusiowym zapachu, gładzę ustami jego delikatną skórkę i... zaciskam wargi, żeby przypadkiem nie odgryźć mu uszka.
***
Jak tylko przyłapałam się na tej skłonności, od razu wdrożyłam środki najwyższej ostrożności. Pilnuję mianowicie, abym przed każdym, najkrótszym nawet kontaktem z dzieckiem, była porządnie najedzona. Założenie jest bowiem takie, że kiedy nie będę na głodzie, to nie będę robiła zakusów na udko ani golonko synusiowe. I na razie - odpukać - działa.
Jeśli by kto znał inne jeszcze sposoby opanowywania chęci zjedzenia własnego dziecka, proszę mnie niezwłocznie o nich poinformować.
fot.www.info.edziecko.pl