Gdy kobieta mówi: "nie mam co na siebie włożyć", jej mężczyzna najczęściej odczytuje to jako:
a) marną formę kokieterii i chęć wymuszenia zapewnień w stylu: "przecież tobie kochanie we wszystkim ładnie..."
b) próbę usprawiedliwienia wydania pokaźnej kwoty na najbliższych zakupach odzieżowych
c) dowód na krótkowzroczność kobiety, jako że szafa wyraźnie pęka w szwach.
Inaczej rzecz się ma po porodzie:
a) ubrania przedciażowe są jeszcze za małe, a ciążowe już za duże
b) nie opłaca się kupować wielu nowych ubrań, bo aktualny rozmiar traktuje się (z wielką nadzieją :)) jako przejściowy
c) jest za gorąco, aby piec się w spodniach ciążowych z nieprzewiewnym, gumowym pasem
Nie wiedziałam czy się śmiać, czy płakać, gdy przypomniałam sobie o koszulce kupionej jeszcze w ciąży na specjalne zamówienie z napisem: KEEP CALM and LOVE .... (<- zamiast kropek na koszulce widnieje imię mojego synka) i postanowiłam ją przymierzyć. Cóż, nie przewidziałam, że poporodowy brzuch wygląda na czwarty miesiąc ciąży, więc t-shirt sięgał mi do pępka...
Wtedy po raz pierwszy w życiu powiedziałam w pełni uczciwie: "nie mam co na siebie włożyć" i nie było w tym ani krzty przesady.
fot.www.edziecko.pl