Zaglądam w kalendarz, a tam pusto. Zwykle przeładowany, poszczególne aktywności upakowane na zakładkę, żeby nie tworzyć zbędnych "okienek", tym razem z jedynie pojedyncze zaplanowane z rzadka wydarzenia.
To jakby...nie mój kalendarz! Żadnych wpisów? Żadnych planów? Ba, żadnych chęci?!
Nie poznaję się. I chyba nie lubię siebie takiej. Niezaplanowanej.
Najciekawsze jest jednak to, że ta "bezczynność" jakoś specjalnie mi nie ciąży. Wręcz jest w dużym stopniu odpowiedzią na mój aktualny poziom energii i mój organizm wcale nie domaga się więcej.
Tyle że jakoś mi to do mnie nie pasuje. Tak pozwolić, żeby czas przeciekał przez palce...? Nie odhaczać kolejnych załatwionych pozycji z listy...? Nie posuwać się naprzód...?
A może mój umysł podświadomie już przygotowuje miejsce w grafiku na nowy rozdział życia, ten z dzieckiem? Gdzie moje plany będą drugorzędne w stosunku do potrzeb malucha? Może ten nagły brak ochoty na gonitwę jest dla mnie okresem przygotowawczym, w którym powinnam trochę wyhamować już teraz, żebym była mniej zaskoczona później?
fot.www.pcmag.com