wtorek, 7 stycznia 2014

Gdy wzrokiem wodzisz, a on zawodzi

Obejrzałam dziś film "Motyl i skafander". Niesamowity! Mam nadzieję, że poniższym tekstem nie zdradzę aż tylu szczegółów, żeby zepsuć wrażenia tym, którzy dopiero mają w planie go zobaczyć. 

Niespodziewanie film otworzył mi oczy na kilka spraw. Tak, oczy :)

Więcej niż optyka

W trakcie oglądania pomyślałam, że człowiek mający do kontaktu ze światem jedynie powiekę, jest jak małe dziecko, które do komunikacji wykorzystuje głównie swój płacz. Tylko tyle i aż tyle. Wszystko zależy od czasu, uwagi i cierpliwości jaką rodzic poświęci aby skutecznie odbierać sygnały dziecka i odpowiadać na jego potrzeby. Filmowy bohater pokazuje, że trening czyni mistrza, choć i jemu nie brak chwil zwątpienia i zniechęcania. 

Drugą analogię do dzieciństwa wypatrzyłam w... polu widzenia. Genialnie ujęcia operatora pozwalają widzowi oglądać świat okiem bohatera w jego nieruchomym ciele. Podobnie noworodek, który początkowo widzi bardzo słabo i na bardzo bliską odległość (najostrzej do 20-30 cm). To, czy zobaczy swoją matkę jest zależne wyłącznie od niej - musi ona podejść wystarczająco blisko i pochylić się nad maluszkiem. W filmie świetnie pokazano taką samą zależność bohatera od otoczenia - gdy któryś z odwiedzających go gości stanął w niewłaściwym miejscu, bohater widział tylko jego tors, albo rękę, choć tamten był przekonany, że spokojnie obejmuje wzrokiem całą sylwetkę. 


Odkrycia nie-oczy-wiste

Pewnie gdybym oglądała ten film przed ciążą, nie przyszłyby mi do głowy takie refleksje i porównania. Ale obejrzałam teraz i nasunęły mi się, zdumiewając jednocześnie, że jestem w stanie zdobyć się na spojrzenie na świat z innej perspektywy. Tym samym jeszcze bardziej dotarł do mnie fakt, że dziecko jest istotą absolutnie bezbronną i zagubioną w pierwszych chwilach życia. Płacze nie dlatego, żeby zrobić rodzicom na złość, albo dlatego, że chce zasłużyć na miano najbardziej rozwrzeszczanego bachora w okolicy, ale dlatego że na przykład nie widzi mamy, chociaż ją słyszy. 


Szczerze powiedziawszy jest to dla mnie fascynujące odkrycie. I nie chodzi mi wcale o zrozumienie dziecięcego języka. Chodzi o ulgę jaką poczułam w chwili, gdy zdałam sobie sprawę, że jestem w stanie spojrzeć na dziecko w taki sposób. Bo to dla mnie wcale nie było oczywiste, że wraz z narodzeniem się małego będę od razu tak wspaniale empatyczna. Przeciwnie, obawiałam się czasem, że częstotliwość, z jaką dziecko potrzebuje mamy będzie o wiele większa, niż moja potrzeba kontaktu z nim. Albo że będę reagować złością, zamiast wyrozumiałością, gdy po raz enty mnie przywoła, a ja tylko zagryzę wargi myśląc "o co ci znowu chodzi, człowieku?!".

Film polecam każdemu, bez względu na to, na jakim etapie życia się znajduje. Nigdy nie wiadomo, jakie skojarzenia wywołają w widzu przedstawione obrazy. Może jeszcze dla kogoś film będzie czymś więcej, niż tylko historią tego konkretnego człowieka...?  
  

fot.www.rozmowywtoku.tvn.pl

fot.www.lesstravelledblog.wordpress.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...