piątek, 24 stycznia 2014

Numer 1

Ostatnio uważniej przyglądam się rzeczom i aktywnościom, które pochłaniają mój czas i zdecydowałam, że pora już zwolnić tempo. Zgadzam się z opinią, że ciąża to nie patologia, jednak czuję, że jest to stan zbyt szczególny (dla mnie), zbyt ważny (dla rozwoju dziecka), zbyt krótki i ulotny, żeby traktować go jak każdy inny okres w życiu. 

Wejście w trzeci trymestr

Oczywiście praca i ciąża są do pogodzenia, ale dostosowanie miejsca pracy do własnych potrzeb pochłania całkiem sporo energii np. w moim przypadku chodziło o wygospodarowanie przerwy na regularne posiłki, częste wstawanie od biurka żeby się przespacerować (profilaktyka przeciwobrzękowa, przeciwżylakowa, przeciwbólowa itp). Jeśli do tego dodać jeszcze coraz częstsze problemy ze snem (ból kręgosłupa, powiększający się brzuszek utrudniający znalezienie wygodnej pozycji), to okazało się, że do pracy chodziłam coraz bardziej zmęczona, a czas wolny po pracy zamiast przeznaczać na chociażby ćwiczenia, musiałam poświęcić na regenerację i odespanie. Nie mówiąc już o tym, że poranne wstawanie po coraz słabiej przesypianych nocach stało się koszmarem, a paradoksalnie musiałabym wstawać jeszcze wcześniej, żeby się ze wszystkim wyrobić na moich zwolnionych obrotach. Ostatecznie kończyło się na pospiesznym jedzeniu śniadania, czasem na stojąco, by po chwili wsiąść w auto i dojechać (za) szybko do pracy. 

Poza tym zima tego roku okazała się tak łaskawa, że za każdym razem gdy wyglądałam przez okno w pracy i widziałam bezchmurne niebo, myślałam sobie: "hej mamuśka! dziecko z pewnością miałoby teraz większy pożytek ze spaceru po parku, niż z tego twojego siedzenia przed komputerem!". W praktyce spacer (czy nawet marsz z kijkami) zapewniałam sobie prawie codziennie, ale dopiero po powrocie z pracy, czyli niestety już po zmroku.


Długa lista priorytetów to brak priorytetów

Gdy położyłam na szali to, co kobiecie w ciąży potrzebne jest najbardziej, czyli dużo ruchu na świeżym powietrzu, ćwiczenia, wystarczająca ilość snu, relaks, zdrowe jedzenie (plus czas potrzebny na jego przygotowanie i spokojne spożycie), redukcja stresu, to okazało się, że doba jest jednak za krótka, żeby zmieścić w niej jeszcze pracę na pełny etat. Bo przecież w domu też czekają obowiązki i dodatkowe zajęcia. Jeśli jeszcze pod uwagę wzięłam fakt, że z każdym tygodniem jest mi coraz ciężej fizycznie, uznałam, że nie warto się tak forsować. Decyzja była więc prosta.

Ostatni dzień w pracy był dość specyficzny. Gdy zrobiłam porządek na biurku, aby przygotować miejsce pracy dla mojego zastępcy i przekazałam resztę niedokończonych spraw pozostałym pracownikiem, byłam już właściwie wolna. A jednak przez długi czas nie potrafiłam po prostu powiedzieć "cześć" i wyjść. Plątałam się jeszcze przez jakąś chwilę, jakbym na coś czekała. Chyba nawet wiem, na co. Na czyjeś zapewnienie, że będą na mnie czekać. Albo że mam szybko wracać, bo jestem im potrzebna. Nie, nikt nie zatrzymywał mnie w ten sposób. Poczułam ten znajomy rodzaj ukłucia, którego doświadczyłam przed kilkoma miesiącami, kiedy szukali pracownika na moje miejsce. I znów wróciły refleksje sprzed ciąży, że nie ma właściwie dobrego momentu na zrobienie sobie przerwy w CV. Że trudno zignorować poczucie, że coś mnie ominie. 

Z dzieckiem na spacer!

Jednocześnie wychodząc miałam poczucie, że to niezwykle ważna chwila. Zaczyna się nowy rozdział. Poczułam ekscytację na myśl, że nazajutrz obudzi mnie co najwyżej słońce, bo na pewno nie budzik. I zorganizuję sobie dzień tak, jak mi na to siły pozwolą. I pójdę na długi spacer w samo południe. Bez pośpiechu i bez zegarka! Może i nawet bez torebki (no to akurat muszę jeszcze dobrze przemyśleć ;p). Ale na pewno z dzieckiem! :)


fot.www.disneybaby.com
fot.www.onlinehorsebollege.com
fot.www.womenworld.org


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...