A co z masażem wykonywanym przez maluteńkie rączki i nóżki? I nie mam tu na myśli masażu tajskiego, z chodzeniem masażystki po plecach włącznie. Chodzi mi o masaż wewnętrzny, który regularnie serwują swoim mamom ich nienarodzone jeszcze dzieci.
Muszę przyznać, że mój synuś jest z tygodnia na tydzień coraz lepszy w tym fachu. Masuje mi wszystkie narządy wewnętrzne, które akurat stają mu na drodze. Nie wiedzieć czemu w szczególności upodobał sobie przeciwległe bieguny - pęcherz z jednej i żebra z drugiej strony. Ogromnym polem do popisu jest oczywiście cała powierzchnia mojego brzucha, która doskonale rejestruje wszelkie bodźce dotykowe.
Czasem aż trudno mi uwierzyć, że pomiędzy poszczególnymi narządami jamy brzusznej, a dzieckiem są jeszcze ściana macicy i wody płodowe. W rzeczywistości więc ruchy dziecka muszą być o wiele mocniejsze, niż ja je odczuwam, tylko są nieźle zamortyzowane.
I na tym zakończę, bo nie da się żadnymi słowami opowiedzieć, jakie to niesamowite uczucie mieć w środku żywego człowieczka. Mogę jedynie życzyć, by wszystkie kobiety (te, które chcą), mogły poczuć to we własnym brzuchu! :)
fot.www.apostol.pl