Rzadko zdarza mi się oglądać dwa razy ten sam film, zwłaszcza w krótkim odstępie czasu. Jednak gdy zobaczyłam zapowiedź "Jak urodzić i nie zwariować", wiedziałam, że muszę go znów zobaczyć!
Pierwszy raz widziałam go około roku temu - a więc jeszcze przed ciążą. I mimo, że była to komedia, w wielu momentach wcale nie było mi do śmiechu. Ba, wiele scen wyraźnie mnie drażniło. No bo po co pokazywać te biedne ciężarne kobiety w tak wstydliwych sytuacjach? Po co sceny z niekontrolowaną fizjologią, albo darcie się na porodówkach? Nie tylko mnie to nie śmieszyło, ale wręcz zniechęcało.
Po drugiej stronie barykady
Powtórne oglądanie przyniosło całkowicie przeciwstawne reakcje. Po przebytej ciąży i porodzie, gdy już na własnej skórze doświadczyłam wielu sytuacji przedstawionych w filmie, komedia wydała mi się pierwszorzędna! Boki zrywałam patrząc na bohaterki i przypominając sobie siebie w różnych bardziej i mniej poradnych akcjach z brzuchem w roli głównej.
I tak oto punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :)
fot.www.gandalf.com.pl