piątek, 30 maja 2014

Przyczyny depresji w ujęciu nienaukowym

W obiegowych opiniach przeważają głosy, że na depresję zapadają ludzie, którym przytrafiła się w życiu jakaś straszliwa trauma. Utracili kogoś bliskiego, zapadli na nieuleczalną chorobę albo stracili dobytek całego życia wskutek kataklizmu. Uważa się, że to musi być coś na tyle wielkiego i dotkliwego, żeby zdołało wystąpienie owej depresji usprawiedliwić.  

Ziarnko do ziarnka...

Ja, po moich okołoporodowych doświadczeniach przychylam się do opinii zgoła przeciwstawnej. To nie jakaś wielka sprawa, nie ogromny ciężar przygniata najbardziej, ale liczne drobnostki. To właśnie one, jeśli w jednym czasie namnażają się do granic tolerancji, powodują załamanie. 

W pierwszych tygodniach po porodzie miałam kilka takich dni, kiedy myślałam, że nie udźwignę tego wszystkiego. Ani fizycznie, ani psychicznie. Gdyby ktoś mnie wtedy zapytał, co się dzieje, odpowiedź brzmiałaby: nic wielkiego. I nie byłoby to wcale kłamstwo, bo naprawdę nie działo się nic nadzwyczajnego. Ot zmęczenie, ból, wyczerpanie, niedobór snu, problemy z karmieniem i inne zmartwienia o dziecko. I narastający stres, że gdy za chwilę dziecko znów zapłacze, nie będę miała siły do niego wstać. Że po prostu mięśnie odmówią posłuszeństwa i nie zareagują na impuls płynący z mózgu z komendą uruchomienia prostowników i zginaczy.

Co ciekawsze, sama nie dowierzałam, że mogę się czuć tak przygnieciona. Bo niby czym? Deficyt snu jeszcze przecież nikogo nie zabił. Ani przemęczenie, ani zmartwienia. 

No właśnie, żadna z tych rzeczy nie zabija, pod warunkiem jednak, że występują osobno. Ale gdy się skumulują, stanowią już istotny czynnik ryzyka. 

Matka z babki prababki

Dodatkową trudnością w takiej sytuacji stanowi fakt, że właściwie nie ma się komu wyżalić. Bardziej doświadczone matki mówią, że przechodziły to samo i muszę po prostu zacisnąć zęby. Reszta świata bagatelizuje problem powołując się na samą naturę - kobiety są stworzone do bycia matkami i od wieków sobie radzą z tą rolą. Poza tym nie jestem samotną matką i mam wsparcie w osobie partnera. Więc o co mi chodzi?  

Biorąc pod uwagę powyższe, wcale się nie dziwię, że pomoc kobietom z depresjami nie przybywa na czas. Nie dziwi mnie też, że się nie przyznają, zakładając z góry, że nie zostaną zrozumiane. Czy słusznie? Niestety czasami tak. 

Nie tylko w przypadku porodów i matek, ale ogólnie życiowo: warto pamiętać, że największa nawet błahostka może przybrać monstrualne rozmiary jeśli będzie się powtarzać odpowiednio często. To wystarczy, żeby się zintensyfikowała i sukcesywnie wykańczała "ofiarę". I wcale nie potrzebne jest trzęsienie ziemi. 

Podziękowania

W tym miejscu pragnę wyrazić wdzięczność dla wszystkich, którzy wzięli sobie do serca moją lutową prośbę i skontaktowali się ze mną niedawno, celem sprawdzenia jak sobie radzę. Odpowiadając nie owijałam w bawełnę. Mówiłam jak jest - bez upiększania, ale i bez umniejszania. I wiem, że nie zawsze była to wersja, którą najbardziej chcieliście usłyszeć. Sorry :) 


fot.www.examiner.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...