czwartek, 15 maja 2014

Bo dzieci czasami płaczą

Pierwsze dni i tygodnie to okres intensywnej nauki. My uczymy się dziecka, dziecko uczy się nas. Nie mamy żadnego podręcznika, który byłby napisany stricte o naszym synku. Dlatego godzina po godzinie, dzień po dniu staramy się na podstawie obserwacji malucha, jak również naszych wzajemnych interakcji, dowiedzieć o nim czegoś nowego. 



Gdy ciągle nie wiemy, na ile dobrze interpretujemy sygnały wysyłane przez dziecko, nie ma nic bardziej drażniącego, niż pytanie padające od kogoś z zewnątrz: 


"A dlaczego ono płacze?"

Dlaczego to tak denerwuje? Już sam płacz dziecka jest sytuacją stresującą, gdyż powoduje u rodzica zwiększenie poziomu adrenaliny. Wiadomo, że gdyby rodzice znali powód płaczu, to z pewnością potrafiliby adekwatnie zareagować. A skoro tak się nie dzieje, to znaczy, że próbują po omacku, wykluczając po kolei możliwe przyczyny. Gdy więc w takiej chwili ktoś jeszcze głośno zadaje pytanie, na które sami ciągle nie znają odpowiedzi, to już oliwa do ognia dolana.   


Kiedy w stosunku do mnie po raz pierwszy padło to pytanie, miałam ochotę odpowiedzieć: "a zapytaj go sam/sama". Ale powstrzymałam się, żeby nie prowokować kolejnych pytań, na przykład: "a to nie wiesz?". Wiecie, chodzi mi o tą szczególną formę pytania, które zwykle zadaje się z niedowierzaniem i oburzeniem jednocześnie: "to jesteś matką tego dziecka i nie wiesz?!". 


Pomyślałam wtedy, że dużo bym dała, żeby takich pytań w przyszłości unikać. Myśl bardzo naiwna, bo to przecież niemożliwe. Musiałabym odseparować dziecko od ludzi, co z pewnością nie byłoby dobre dla społecznego rozwoju malucha. I dla mnie też. 

Nie wiem

Jakaś alternatywa? Chyba tylko jedna. Jeżeli nie mogę wpłynąć na bodźce płynące z otoczenia, to mogę kontrolować swoje reakcje na nie. Czyli asertywność się kłania.


W praktyce mogłabym spokojnie wysłuchać czyjegoś komentarza i uczciwie odpowiedzieć, że nie wiem. Nie wiem, dlaczego płacze. I zamiast oczekiwać karcącego spojrzenia zwyczajnie przyznać, że jeszcze dobrze nie rozpoznaję rodzajów płaczu, bo mam za mało doświadczenia. I mam święte prawo do tej niewiedzy. Po prostu.


Piszę "po prostu", ale takie proste to wcale nie jest. Gdy człowiek jest niewyspany, zmęczony i sfrustrowany swoją niemocą, to o niekontrolowany wybuch emocji (wywołany zaledwie jednym niewinnym pytaniem) nie trudno. Tylko że to bez sensu, zwłaszcza że intencje tej osoby zwykle nie są złe. Ot, wyraz troski o wrzeszczącego malucha (żeby sobie gardełka nie zdarło, albo pępka nie wypchnęło), albo rozpaczliwa prośba o uciszenie go, bo bębenki w uszach pękają. 


Czyli wniosek jest jeden: odświeżyć wiedzę z kursu asertywności i trenować w praktyce, bo okazji będzie wiele!


PS. Jeszcze ewentualnie można sytuację rozegrać z przymrużeniem oka odpowiadając "głodzę je, to płacze" (metoda doświadczonych mam), ale trzeba tu uważać z kim się rozmawia, żeby jakiś donos o znęcaniu się nie poszedł do odpowiednich instytucji :] 


fot.www.mommyish.com
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...