poniedziałek, 12 maja 2014

Matki karmiącej metoda na głoda

Dieta matki karmiącej w moim wydaniu jest ni mniej ni więcej tylko wszystkim tym, co zdołam przygotować w przerwach od opieki nad dzieckiem i spożyć w czasie posiłków malucha. 

Cały myk polega na tym, żeby zaraz po odłożeniu dziecka do łóżka popędzić do kuchni i upitrasić coś możliwie zdrowego i sytego oraz dostarczyć talerz(e) w miejsce karmienia dziecka, a następnie skonsumować wtedy, kiedy dziecko będzie karmione. Zaoszczędzony w ten sposób cenny czas można wykorzystać na wiele różnych sposobów. A im mniej czasu, tym więcej pomysłów na jego spędzenie :)

Strategia ta ma jednak swoje wady.

Przede wszystkim trzeba być bardzo sprawnym manualnie, najlepiej oburącz (a ja jestem tylko praworęczna). Ułatwia to przenoszenie pokarmu na łyżce lub widelcu z talerza do ust tak, aby nic nie spadło na dziecko przystawione do piersi, leżące dokładnie pomiędzy mną a talerzem. Z tego względu jedzenie nie może być zbyt gorące, bo gdyby jednak jakiś kęs upadł, mógłby poparzyć dziecko. Nie może być też zbyt kruche, w przypadku choćby pieczywa, tak aby okruchy nie opadały na dziecko, które póki co powinno się zadowolić samym mlekiem, a nie mlekiem z kruszonką. No i w końcu trzeba mieć podzielną uwagę, żeby odróżnić własne przełykanie od gulgania dziecka po to, aby móc kontrolować ilość przyjmowanego przezeń pokarmu. 

Poza tymi drobnymi niedogodnościami, strategia ma same zalety. Przede wszystkim matka nie chodzi głodna. A trzeba wspomnieć, że głód w okresie karmienia piersią jest znaczny i nawet Danio by sobie z nim nie poradził. Dodatkowo posiłki są spożywane regularnie (jeśli nie co do godziny, to przynajmniej często), co jest niezmiernie ważne, a co mogłoby być z trudem osiągalne przy innej organizacji. 

W tym miejscu muszę uczciwie zaznaczyć, że taki system jedzeniowy został wprowadzony w życie dopiero po ok. 2 tygodniach od porodu. Wcześniej 90% posiłków przygotowywał mąż z tej prostej przyczyny, że ja prawie nie wychodziłam z pokoju, w którym zajmowałam się dzieckiem. Ale i wtedy jadałam razem z maluchem, żeby w krótkich przerwach między karmieniami choć na chwilę zmrużyć oko. 

I jeszcze słówko o płynach. Po kilku dniach wypijania zimnej herbaty (bo zawsze coś, a raczej ktoś uniemożliwił mi wypicie ciepłej zaraz po zaparzeniu) postanowiłam skorzystać z wynalazku, jakim jest termos. Dzięki temu nie tylko za dnia, ale i przy każdym nocnym wstawaniu mogę napić się czegoś ciepłego. Bo niestety samej wody na pewnym etapie organizm już nie przyswaja. 

I tu stawiam kropkę, bo już mi burczy w brzuchu...


fot.www.polki.pl
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...