piątek, 23 maja 2014

Potrzeba matką.

Pewna starsza znajoma, która zachorowała na terminalną chorobę i utraciła zdolność do pracy, mawiała często: "Każdy człowiek chce się czuć potrzebny". Jest dla mnie jasne, że gdy ktoś mówi ogólnikami (każdy, nikt, wszyscy itp), to mówi nie wprost o samym sobie. Wiedziałam, że miała na myśli swoją sytuację i żal z powodu braku możliwości spełniania się w pracy. A że była pielęgniarką, to akurat w swojej pracy dawała z siebie dużo, o ile nie wszystko. Taki zawód - służba, niesienie pomocy. Nieustanny kontakt z ludźmi. Duże poświęcenie, ale też sporo w zamian - ludzka wdzięczność, od której z pewnością można się uzależnić. Bo daje poczucie, że jest się w czyimś życiu kimś istotnym. Że jest się potrzebnym.

Punkt widzenia

Myśląc o tej pielęgniarce zadawałam sobie czasem pytanie, czy aby trochę za bardzo nie utożsamiała się ze swoją rolą. To znaczy miałam wątpliwość, czy warto aż tak bardzo uzależniać swoje dobre samopoczucie, a nie raz i poczucie sensu życia/pracy od tego, czy akurat czuje się komuś potrzebna. Bo co, jeśli nagle ktoś jej odbierze możliwość wykazania się pomocą, tak jak zrobiła to ciężka choroba? 

Odpowiadałam sobie wtedy, że nie, nie warto opierać swojego świata na tak niepewnych filarach, jak potrzeba bycia potrzebnym, bo nie zawsze możemy ją zaspokoić. I co wtedy? Świat będzie mniej pełny, bo coś nam zabrano, wyrwano? Będziemy mniej spełnieni i szczęśliwi? 

Tak właśnie myślałam. Do czasu. 

Do czasu, aż pojawił się On. Synuś szybko uzależnił mnie od przyjemności jaką daje poczucie, że jestem mu baaaardzo potrzebna. Że potrzebuje właśnie mnie. I że jestem dla niego (na razie) nieporównywalnie ważniejsza od reszty świata. 

Gość w dom

Jest jeszcze malutki, więc pozwalam sobie na pławienie się w tych wszystkich macierzyńskich uczuciach. I cieszę się, że jestem dla niego numerem jeden*. Ale gdzieś z tyłu głowy odzywa się głos, że dziecko jest nam dane tylko na czas wychowania, a potem oddajemy je światu. To znaczy do końca życia będziemy jego rodzicami, ale gdy nadejdzie czas, wyfrunie z gniazda pozostawiając nas z... no właśnie, z czym? 

Mam nadzieję, że z poczuciem, że jako rodzice daliśmy radę. Że potraktowaliśmy go jak oczekiwanego gościa, dając mu wszystko, co najlepsze. 

Mam też wielką nadzieję, że przez te wszystkie lata wspólnego życia z dzieckiem, zadbam o pozamacierzyńską część mojego życia na tyle, że gdy pierworodny fizycznie mnie opuści, moje życie nie straci sensu. Wiem, "strata sensu życia" brzmi jak lekka przesada, ale wiele matek po wyprowadzce dzieci naprawdę przechodzi trudny okres. Mówią z żalem, że nie są już nikomu potrzebne, że ich życie straciło sens. 

A ja chciałabym ucieszyć się z samodzielności syna. Choć pewnie uronię niejedną łzę i doświadczę syndromu opuszczonego gniazda, to wolałabym aby to nie był dla mnie koniec świata. Realne...?


A teraz już kończę, bo syn daje właśnie sygnał, że mnie bardzo potrzebuje :)

I zostawiam Was z muzycznym komentarzem ->> Kelly Family "Every Baby"


* to miecz obosieczny, bo nie raz oddałabym palmę pierwszeństwa komuś innemu. Komukolwiek, choćby z łapanki! Ale na krótko :)


fot.www.facebook.com
fot.www.scout.cheatsheet.me
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...